Statystyka cywilizacji kosmicznych 17 страница



Jest to, bardzo lapidarnie naszkicowany, jeden z wielu tematów dla socjologa–cybernetyka. Uprawiana przez niego nauka zajmuje się badaniem ustrojów historycznych oraz stanowi teorię budowy optymalnych modeli socjostazy — optymalnych ze względu na parametry przyjęte z wyboru. Ponieważ ilość wchodzących w grę czynników jest olbrzymia, nie można stworzyć jakiejś matematycznej, „ultymatywnej formuły społeczeństwa”. Można tylko podchodzić do zagadnienia metodą kolejnych przybliżeń, poprzez studiowanie coraz bardziej złożonych modeli. Tak więc powracamy w zakończeniu do „czarnych skrzynek”, nie jako przyszłych „elektronowych wielkorządców”, ani też nadludzkich mędrców, ferujących wyroki o losach ludzkości, ponieważ będą one tylko doświadczalnym poligonem badaczy, narzędziem do znajdowania odpowiedzi na pytania tak zawiłe, że człowiek znaleźć ich bez tej pomocy nie zdoła. Każdorazowo wszakże decyzja ostateczna, jak i plany działania, winny być w rękach ludzi.


Wiara i informacja

 

Od setek lat filozofowie usiłują uzasadnić logicznie prawomocność indukcji, rozumowania, antycypującego przyszłość w oparciu o doświadczenie przeszłe. Żadnemu się to nie udało. Nie mogło się udać, ponieważ indukcja, której zalążek stanowi odruch warunkowy ameby, jest usiłowaniem’przekształcenia informacji niepełnej w pełną. Tym samym stanowi wykroczenie przeciwko prawu teorii informacji, które powiada, że w systemie izolowanym informacja może się zmniejszać lub zachować wielkość stałą, ale nie może wzrosnąć. Niemniej, indukcję, czy to w formie odruchu warunkowego (pies „wierzy”, że po dzwonku dostanie jeść, bo tak dotąd bywało, i „wiarę” tę wyraża, śliniąc się), czy w postaci hipotezy naukowej praktykują wszystkie żywe istoty wraz z człowiekiem. Działanie w oparciu o informację niepełną, uzupełnioną przez „zgadywanie” lub „domysł”, jest biologiczną koniecznością.

A więc systemy homeostatyczne przejawiają „wiarę” nie wskutek jakiejś anomalii. Jest na odwrót: każdy homeostat, czyli regulator, dążący do utrzymania swych zmiennych istotnych w granicach, których przekroczenie zagraża jego egzystencji, musi przejawiać „wiarę”, czyli działanie w oparciu o informację niepełną i niepewną tak, jakby była i pewna, i pełna.

Każde działanie wychodzi z pozycji wiedzy zawierającej luki. W obliczu takiej niepewności można albo powstrzymać się od działania, albo działać z ryzykiem. Powstrzymanie się od działania oznaczałoby ustanie procesów życiowych. „Wiara” oznacza oczekiwanie, że zajdzie to, czego się spodziewamy, że jest tak, jak myślimy, że model umysłowy równoważny jest z sytuacją zewnętrzną. „Wiarę’.’ mogą przejawiać tylko złożone homeostaty, ponieważ są to układy aktywnie reagujące na zmiany otoczenia, czego nie robi żaden przedmiot martwy. Takie przedmioty niczego nie „oczekują” ani nie antycypują; w układach homeostatycznych Natury antycypacja taka jest dużo wcześniejsza od myśli. Ewolucja biologiczna nie byłaby możliwa, gdyby nie ta szczypta „wiary” w skuteczność reakcji, wymierzanych ku stanom przyszłym, jaka wbudowana jest w każdą drobinę żywej substancji. Można by przedstawić ciągłe widmo „wiar”, manifestowanych przez homeostaty od jednokomórkowców aż po człowieka z jego teoriami naukowymi i systemami metafizycznymi. Potwierdzana wielokrotnie doświadczeniem wiara staje się coraz bardziej prawdopodobna i w ten sposób przekształca się w wiedzę. Postępowanie indukcyjne nie jest absolutnie pewne, a jednak jest usprawiedliwione, ponieważ w znacznej liczbie przypadków wieńczy je sukces. Wynika to z samej istoty świata, z tego, że przejawia on wiele rozmaitych regularności, które indukcja może wykryć, jakkolwiek niekiedy wyniki wnioskowania indukcyjnego okazują się błędne. Wytworzony przez homeostat model jest więc wówczas niezgodny z rzeczywistością, informacja jest fałszywa, fałszywa zatem i oparta na niej wiara (że jest tak a tak).

Wiara jest stanem przejściowym, dopóki podlega empirycznemu sprawdzeniu. Jeśli się od niego uniezależni, staje się konstrukcją metafizyczną. Osobliwość takiej wiary tkwi w tym, że działania realne podejmowane są dla osiągnięcia celu nierealnego, to znaczy albo w ogóle nie dającego się urzeczywistnić, albo urzeczywistnialnego, ale nie za pomocą działań podjętych. Osiągnięcie celu realnego można sprawdzić empirycznie, celu nierealnego — nie inaczej, jak dzięki wnioskowaniu, uzgadniającemu stany zewnętrzne lub wewnętrzne z dogmatami. Tak więc, można sprawdzić doświadczeniem, czy zbudowana maszyna działa, ale nie, czy człowiek będzie zbawiony. Działania, mające na celu osiągnięcie zbawienia, są realne (określony sposób zachowania się, posty, spełnianie dobrych uczynków etc.), cel natomiast jest nierealny (bo w tym wypadku znajduje się „na tamtym świecie”). Czasem ów cel znajduje się „tutaj”: kiedy np. zanosi się modły o powstrzymanie klęski żywiołowej. Trzęsienie ziemi może ustać; pozornie cel został więc osiągnięty, ale związek między modłami a ustaniem kataklizmu nie wynika z poznanych empirycznie związków Natury, lecz jest skutkiem wnioskowania, uzgadniającego stan modłów ze stanem skorupy ziemskiej. Wiara prowadzi zatem do swoistego nadużywania metody indukcyjnej, gdyż rezultaty indukcji są albo rzutowane w „tamten świat” (to jest w empiryczne „donikąd”), albo mają ustanowić związki w obrębie Przyrody, jakich w niej nie ma (codziennie wieczorem, gdy zaczynam smażyć jajecznicę, zapalają się gwiazdy na niebie; wniosek, jakoby istniał związek między moimi kolacyjnymi przygotowaniami a pojawianiem się gwiazd jest fałszywą indukcją, która może stać się przedmiotem wiary).

Cybernetyka, jak i żadna nauka, nie może nic orzec o istnieniu bytów lub związków transcendentnych. Niemniej wiara w takie byty i związki jest zjawiskiem całkowicie doczesnym i realnym. Wiara bowiem jest informacją, czasem prawdziwą (wierzę, że istnieje środek Słońca, choć go nigdy nie zobaczę), a czasem fałszywą. Otóż, a do tego zmierzaliśmy, informacje fałszywe, jako dyrektywa działania podejmowanego w obrębie środowiska, prowadzą zwykle do niepowodzenia. Jednakże takie same fałszywe informacje mogą w obrębie homeostatu wypełniać liczne ważkie funkcje. Wiara jest użyteczna zarówno na płaszczyźnie psychologicznej, jako środek osiągania duchowej równowagi (w czym przejawia się użyteczność wszelkich metafizyk), jak również w dziedzinie zjawisk cielesnych. Określone zabiegi, zmieniające stan mózgu materialny (wprowadzanie doń pewnych substancji za pośrednictwem krwi) lub funkcjonalny (modły, praktyki medytacyjne) sprzyjają powstaniu subiektywnych stanów, znanych we wszystkich czasach i religiach. Interpretacja takich stanów świadomości stanowi dowolność, spetryfikowaną w obrębie danego systemu metafizycznego w dogmat. Mówi się np. o „nadświadomości”, o „świadomości kosmicznej”, o zlewaniu się osobowego „ja” ze światem, unicestwieniu tegoż „ja” bądź o stanach łaski. Same jednak stany tego rodzaju są zjawiskiem całkowicie realnym w rozumieniu empirii, są one bowiem powtarzalne, bo dają się wywołać ponownie po zastosowaniu określonych praktyk. Nazewnictwo psychiatryczne odbiera owym stanom ich charakter mistyczny, co oczywiście nie zmienia faktu, że emocjonalna treść takich stanów może być dla przeżywającego je cenniejsza od wszelkich innych doznań. Nauka nie kwestionuje ani ich istnienia, ani wartości dla przeżywającego podmiotu, uważa jedynie, że stany takie, wbrew tezom metafizycznym, nie mogą stanowić aktu poznania, ponieważ poznanie oznacza zwiększenie zasobów informacji o świecie, a zwiększenie takie w nich nie zachodzi.

Należy zauważyć, że mózg, jako układ bardzo złożony, może przyjmować stany mniej lub bardziej prawdopodobne. Stany bardzo mało prawdopodobne, to takie, gdy w trakcie jego pracy kombinatorycznej dochodzi do sformułowania — w oparciu o zawartą w nim już informację — twierdzeń typu „energia równa się kwadratowi szybkości światła mnożonemu przez masę”. Twierdzenie to można potem sprawdzić, ewentualnie wywieść z niego rozliczne konsekwencje, wiodące wreszcie do astronautyki, do budowania urządzeń wytwarzających sztuczne pola grawitacyjne itd., itp.

Stany „nadświadomości” są też rezultatem kombinatorycznej pracy mózgu, jednakże, podczas kiedy przeżywanie ich może dawać najwznioślejsze doznania duchowe, ich informacyjny rezultat równa się zeru. Otóż, poznanie jest tym samym co zwiększenie ilości posiadanej informacji. Rezultat mistycznych stanów jest informacyjnie zerowy, co widać po tym, że treść owych stanów jest nieprzekazywalna i w żaden sposób nie może wzbogacić naszej wiedzy o świecie (aby ją można było wykorzystać, jak w powyższym przykładzie).

Przeciwstawienie powyższe nie ma służyć celom triumfującego ateizmu; nie o to nam chodzi. Istotne jest to tylko, że omawianym stanom towarzyszy poczucie przeżywania jakiejś ostatecznej prawdy, tak dojmujące i wszechogarniające, że potem człowiek pogardliwie lub z litością spogląda na nędznie krzątających się empiryków wokół błahych spraw materialnych. W związku z tym należy powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, rozmijanie się „prawdy przeżycia” z „prawdą nauki” byłoby może nieistotne, gdyby nie to, że ta pierwsza rości sobie prawa do jakiejś wyższości. A skoro tak, to zauważmy, że osoba przeżywająca nie istniałaby w ogóle, gdyby nie owa przyziemna empiria, zapoczątkowana w swoim czasie przez Australopiteka i jaskiniowców. Empiria ta bowiem, a nie stany „wyższego poznania”, umożliwiła, w ciągu kilkuset tysięcy lat, zbudowanie cywilizacji, a ono z kolei uczyniło człowieka gatunkiem panującym na Ziemi. W przeciwnym razie już pra–pra–człowiek, poprzeżywawszy nieco takich wyższych stanów, zostałby, w trakcie biologicznej konkurencji, wyparty przez inne gatunki zwierzęce.

Po wtóre, stany opisane można wywołać podawaniem różnych związków chemicznych, np. psylocybiny (wyciąg z pewnego rodzaju grzybków). Przy tym osoba badana, zdając sobie przez cały czas sprawę z amistycznego sposobu, jakim stan jej wywołano, przeżywa niezwykłe natężenie aury doznań emocjonalnych, w której najzwyklejsze w świecie bodźce zewnętrzne odbierane są jako wstrząsające rewelacje. Zresztą i bez psylocybiny można tego doświadczyć np. we śnie, kiedy ktoś budzi się z dogłębnym przeświadczeniem, iż mu się przyśniła prawda objawiona bytu; otrzeźwiawszy, uzmysławia sobie, że to było zdanie w rodzaju „maździory witosieją w terpentynie”.

Tak więc mózg fizjologicznie normalny może osiągać wyżyny doznań, zwanych mistycznymi, dopiero po przebyciu żmudnej drogi przepisanych określonym rytuałem zabiegów, albo też, wyjątkowo i rzadko, we śnie. Takie same stany, bez poprzedzającej wiary w ich charakter ponadzmysłowy, można też wywołać sposobem „ułatwionym” (psylocybiną, peyotlem, meskaliną). Ułatwień takich dostarcza na razie tylko farmakopea, ale — jak będziemy o tym mówili — należy sądzić, że neurocybernetyka utworzy w tej dziedzinie zupełnie nowe możliwości. Zaznaczam, że nie dyskutujemy tu kwestii, czy stany tego rodzaju sprowadzać należy, a mówimy tylko o tym, że ich realizacja w nieobecności jakiegoś „pogotowia mistycznego” jest całkiem możliwa.

Nie mniej rozległe od psychicznych są konsekwencje wiary cielesne. Tak zwane cudowne uzdrowienia, zbawienne skutki terapii znachorów, lecznicze wpływy sugestii w wypadkach sprawdzonych na tyle, że można wykluczyć mistyfikację, są skutkami działania określonej wiary. Niejednokrotnie dla uzyskania właściwego efektu nie są potrzebne żadne praktyki wstępne, tak np. znany jest zabieg polegający na tym, że lekarz, wypędzlowawszy pacjentowi brodawki obojętnym barwnikiem, zapewnia go autorytatywnie, że one wnet znikną, co istotnie często zachodzi. Kluczowe jest przy tym, że lekarz próżno stosowałby taki zabieg na sobie lub którymś z kolegów, albowiem wiedza o pozorności zabiegu, brak wiary w jego moc leczniczą sprawiają, że nie zostają uruchomione te mechanizmy nerwowe, które u „wierzącego” powodują skurcz naczyń odżywiających brodawkę i jej obumarcie. W pewnych więc okolicznościach informacja fałszywa może się, paradoksalnie, okazać bardziej skuteczną w działaniu od prawdziwej —z jednym istotnym zastrzeżeniem. Działanie takiej informacji kończy się na granicach organizmu i poza nimi najoczywiściej zawodzi. Wiara może uleczyć wierzącego, ale nie może przenieść góry, wbrew temu, co o tym skądinąd powiedziano. W Ladaku na szczytach górskich lamowie, specjalnie temu poświęceni, usiłują sprowadzać modłami deszcze na ów kraj, cierpiący odwieczne posuchy. Otóż modły jakoś nie skutkują, ale wierzący są przekonani, że to jakieś duchowe wpływy przeszkadzają lamom w zrealizowaniu ich zadania. Jest to piękny model rozumowania metafizycznego. I ja mogę zapewnić, że posiadam sztukę przenoszenia gór, dzięki pewnemu demonowi, a jedynie wpływ innego demona, czy też antydemona realizację górotransportu mi udaremnia.

Niekiedy wystarczy dla dokonania w obrębie ustroju pożądanych zmian sam akt wiary (leczenie brodawek). Czasem, jak stany mistyczne, wymagają takie skutki wstępnego treningu. Jednym z najdokładniej skodyfikowanych i najrozleglejszych jest hinduska yoga. Ma ona pośród swych poddziałów oprócz yogi ćwiczeń cielesnych, także yogę ćwiczeń ducha.

Jak się okazuje, człowiek może się nauczyć panowania nad swym organizmem w stopniu daleko wyższym, aniżeli zachodzi to normalnie. Może zawiadywać stopniem ukrwienia poszczególnych regionów ciała (co właśnie zresztą leży u podstawy „znikania” brodawek), a także działaniem narządów unerwionych przez układ autonomiczny (serce, jelita, układ moczopłciowy), hamując, przyspieszając, a nawet odwracając kierunki fizjologicznego działania w obrębie trzewi (odwracanie ruchu perystaltycznego jelit itp.). Jednakże i te, skądinąd zdumiewające, penetracje woli w obręb działań autonomicznych organizmu mają swe ograniczenia. Mózg bowiem, jako regulator nadrzędny, nawet podległym mu ciałem zawiaduje tylko częściowo. Nie może on np. hamować procesów starzenia się, choroby organicznej (miażdżycy, nowotworów), czy też wpływać na procesy zachodzące w plazmie rozrodczej (np. mutacje). Przemianę tkankową potrafi obniżać, ale w stosunkowo wąskim przedziale wartości parametrów, tak że np. historie o yogach, przeżywających długotrwałe zakopanie w ziemi, okazują się po sprawdzeniu przesadzone bądź fałszywe, a nigdy nie ma mowy o takim zawieszaniu funkcji życiowych, jakie zachodzi u zwierząt hibernujących (nietoperz, niedźwiedź).

I tutaj zakres regulacji dostępny ludzkiemu organizmowi pozwala poważnie rozszerzyć biotechnika; stany hipotermiczne, a nawet bliskie śmierci klinicznej były już zabiegami farmakologicznymi i towarzyszącymi (ochładzanie ciała itp.) realizowane. Tym samym, osiągane z najwyższym samozaparciem po latach wysiłków i wyrzeczeń rezultaty będzie można ponad wątpliwość uzyskiwać dzięki „ułatwionej” metodzie biotechnicznej, przy czym w ten sposób można urzeczywistnić stany (odwracalnej śmierci np.) dla yogi, czy innej metody pozanaukowej, nieosiągalne.

Jednym słowem, technologia może w obu nazwanych dziedzinach skutecznie rywalizować z wiarą, jako źródłem równowagi duchowej, ingerencji w niedostępne normalnie obszary życiowych funkcji ustroju, a nawet jako sprawczynią „stanów nadświadomości”, „kosmicznego zachwycenia”.

Wracając do zagadnienia wiary i informacji, możemy teraz podsumować rezultaty. Wpływ wprowadzonej w homeostat informacji zależy nie tyle od tego, czy owa informacja jest obiektywnie fałszywa czy prawdziwa, ile z jednej strony od dyspozycji homeostatu do uznania jej za prawdziwą, a z drugiej od tego, czy charakterystyka regulacyjna homeostatu umożliwia mu reagowanie, zgodne z wprowadzoną informacją. Aby mogła ona działać, niezbędne jest spełnienie obu postulatów. Wiara może mnie uzdrowić, ale nie sprawi, że zacznę latać. Pierwsze bowiem leży w zakresie regulacyjnym mego organizmu (chociaż, nie zawsze w zakresie mej świadomej woli), a drugie — poza nim.


Дата добавления: 2021-01-21; просмотров: 49; Мы поможем в написании вашей работы!

Поделиться с друзьями:






Мы поможем в написании ваших работ!