Statystyka cywilizacji kosmicznych 13 страница



Wygrana lub remis bez urzeczywistnienia możliwości, jakie przedstawia cybernetyka, są nieosiągalne. Wygrana oznacza stworzenie kanałów o przepustowości dowolnie wielkiej. Użycie cybernetyki dla stworzenia „armii sztucznych uczonych”, jakkolwiek wydaje się obiecujące, jest w istocie kontynuowaniem strategii fazy poprzedniej; struktura nauki nie ulega zasadniczo zmianie, tyle, że front badawczy wspierają „intelektronowe posiłki”. Jest to więc wbrew pozorom rozwiązanie w duchu tradycyjnym. Ilości „syntetycznych badaczy” nie można bowiem powiększać w nieskończoność. W ten sposób można odwlec kryzys, ale nie przezwyciężyć go. Wygrana rzeczywista żąda radykalnej przebudowy nauki jako systemu zbierającego i przekazującego informację. Możemy ją sobie wyobrazić bądź pod postacią, jaka narzuca się dziś wielu cybernetykom — budowania coraz potężniejszych „wzmacniaczy inteligencji’’ (które nie byłyby tylko, „sojusznikami” uczonych, ale rychło pozostawiłyby ich w tyle, dzięki swej „intelektronicznej” supremacji nad mózgiem ludzkim) — bądź w postaci różniącej się radykalnie od wszelkich rozpatrywanych dziś ujęć.

Byłoby to całkowite odrzucenie tradycyjnego podejścia do zjawisk, wytworzonych przez naukę. Koncepcję leżącą u podstaw takiej „rewolucji informacyjnej” można wyrazić zwięźle: chodzi o to, żeby „ekstrahować” informację z Natury bez pośrednictwa mózgów, ludzkich czy elektronowych — aby stworzyć coś na kształt „hodowli”, czy też „ewolucji informacyjnej”. Ta koncepcja brzmi dziś zupełnie fantastycznie, a zwłaszcza już w sformułowaniu tak heretyckim wobec dominujących poglądów. Niemniej, omówimy ją, nieco później i osobno, wymaga bowiem dodatkowych rozważań wstępnych, a zrobimy to nie tyle ze względu na zaufanie, jakie może wzbudzić (jest w najwyższym stopniu hipotetyczna), ile dlatego, ponieważ tylko ona zapewniłaby radykalne „przebicie bariery informacyjnej”, to jest pełne zwycięstwo strategiczne w grze z Naturą. Tu wskażemy jedynie na proces naturalny, który ukazuje zasadniczą możliwość takiego rozwiązania. Zajmuje się nim genetyka, rozpatrywana ewolucyjnie. Jest to sposób, w jaki Natura gromadzi i przekształca informację, powodując jej wzrost poza jakimkolwiek mózgiem — bo w substancji dziedzicznej żywych organizmów. Ale, jakeśmy się zastrzegli, o takiej „molekularnej biochemii informacyjnej” porozprawiamy osobno.

Drugi możliwy rezultat gry — to remis. Każda cywilizacja wytwarza dla siebie sztuczne otoczenie, przekształcając powierzchnię swej planety, jej wnętrze i pobliże kosmiczne. Proces ten nie odcina jej radykalnie od Natury, a tylko ją od niej oddala. Można go jednak tak kontynuować, aby doszło do swoistego „otorbienia” cywilizacji względem całego Kosmosu. „Otorbienie”, urzeczywistnione dzięki specyficznie zastosowanej cybernetyce, umożliwia „tamponadę” nadmiaru informacji i zarazem wytworzenie informacji całkiem nowego typu. O losach zwykłej cywilizacji decydują przede wszystkim : jej regulacyjne wpływy na sprzężenia zwrotne z Naturą. Sprzęgając z sobą rozmaite zjawiska naturalne (utleniania węgla, rozpadu atomów) można dojść aż do inżynierii gwiezdnej. Cywilizacja w fazie kryzysu informacyjnego, posiadająca już dostęp do takich sprzężeń z Naturą, do takich źródeł energii, że zapewniają jej trwałość na miliony lat, pojmując zarazem, że „wyczerpanie informacyjnego potencjału Natury” nie jest możliwe, kontynuowanie zaś dotychczasowej strategii może doprowadzić do przegranej (gdyż bezustanny pochód „w głąb Natury” doprowadzi w końcu do rozsypki hiperspecjalizacyjnej nauk i możliwej przez to utraty kontroli nad własną homeostazą) — cywilizacja taka może skonstruować całkiem nowy typ sprzężeń zwrotnych, już we własnym łonie. Tak wytworzone „otorbienie” oznacza zbudowanie „świata w świecie”, autonomicznej rzeczywistości cywilizacyjnej, z materialną rzeczywistością Natury bezpośrednio nie związanej. Powstała „cybernetyczno–socjotechniczna” skorupa zamyka w sobie cywilizację, istniejącą i rozwijającą się nadal, ale już w sposób niedostrzegalny dla zewnętrznego obserwatora (zwłaszcza astronomicznego).

Brzmi to nieco enigmatycznie, ale rzecz, przynajmniej w zasadzie, daje się już obecnie naszkicować, i to w rozmaitych wariantach. Jeden lub dwa rozpatrzymy potem nieco bardziej szczegółowo, podkreślając w tej chwili to tylko, że taki kompromis nie jest fikcją. Nie jest nią, gdyż między naszą wiedzą obecną a taką, jaka byłaby niezbędna dla urzeczywistnienia „remisu”, brak zakazów Natury. W tym rozumieniu fikcją jest na przykład budowa perpetuum mobile albo lot z szybkościami nadświetlnymi.

I wreszcie — przegrana. Co stanie się z cywilizacją, która kryzysu nie pokona? Przekształci się z badającej „wszystko” (jak nasza teraz) w wyspecjalizowaną tylko w nielicznych kierunkach. Przy tym ilość tych kierunków malałaby stale, lecz powoli, w miarę jak po kolei i w nich dawałby się odczuć brak ludzkich rezerw. Cywilizacje, bliskie wyczerpania źródeł energetycznych, bez wątpienia koncentrowałyby badania na tym właśnie froncie. Inne, zasobniejsze, mogą specjalizować się odmiennie. To właśnie miałem na myśli, mówiąc przedtem o „specjacji”, to jest powstawaniu gatunków, nie biologicznych jednak, lecz cywilizacyjnych. W takim ujęciu Kosmos zaludniają mnogie cywilizacje, z których część jedynie poświęca się zjawiskom astroinżynieryjnym, czy w ogóle kosmicznym (na przykład kosmonautyce). Być może, dla niektórych prowadzenie badań astronomicznych jest już „luksusem”, na jaki nie mogą sobie pozwolić — przez brak badaczy. Możliwość taka wydaje się z pozoru mało prawdopodobna. Jak wiadomo, im wyższy jest rozwój nauki, tym powszechniejsze związki łączą jej poszczególne gałęzie. Nie można ograniczać fizyki bez szkody dla chemii czy medycyny i na odwrót, nowe problemy mogą przybywać do fizyki spoza niej, na przykład z biologii. Jednym słowem, ograniczenie tempa rozwoju dziedziny badań, uznanej za mniej doniosłą, może się odbić ujemnie na tych właśnie, dla których dobra tamtą postanowiliśmy poświęcić. Poza tym wąskość specjalizacji zmniejsza zakres równowagi homeostatycznej. Cywilizacje, odporne na zakłócenia aż gwiazdowe, ale podległe na przykład epidemiom, albo pozbawione „pamięci” (to jest rezygnujące z badań własnej historii) byłyby to twory kalekie, narażone na niebezpieczeństwa, proporcjonalne do rozmiaru owych specjalizacyjnych jednostronności. Argumenty te są słuszne. A jednak pewnego rodzaju „specjacji” nie wolno wykluczyć z obszaru możliwych rozwiązań. Czy nasza cywilizacja, choć jeszcze nie osiągnęła „bariery informacyjnej”, nie wykazuje pewnych hiperspecjalizacyjnych przerostów, i czy jej potencjał militarny nie przypomina potężnych szczęk i pancerzy gadów mezozoicznych, których sprawność w wielu innych zakresach była tak nikła, że przesądziła o ich losie? Zapewne, współczesną hiperspecjalizację wywołały czynniki natury politycznej, a nie informacyjno–naukowej, i po zjednoczeniu ludzkości proces ów dałby się odwrócić. W czym, nawiasem mówiąc, przejawiłaby się różnica między specjalizacją biologiczną a cywilizacyjną: druga może być, pierwsza — nigdy nie jest w pełni odwracalna.

Rozwój nauki przypomina wzrost drzewa, którego konary dzielą się na gałęzie, a te z kolei na gałązki. Gdy ilość uczonych przestaje wzrastać wykładniczo, ilość nowych „gałązek” natomiast, nowych dyscyplin, dalej rośnie, musi dojść do powstania rozziewów, do nierównomierności informacyjnych zysków, planowanie zaś badań może tylko ów proces przesuwać z jednej strony w drugą. Jest to „sytuacja przykrótkiej kołdry”. Po tysiącleciach mogą wyłonić się tak uwarunkowane trzy kierunki cywilizacyjnych specjalizacji: społeczny, biologiczny i kosmiczny. Na pewno nie występują nigdzie w postaci czystej. Na Mefunek głównego rozwoju wpływają warunki panujące na planecie, historia danej cywilizacji, płodność bądź jałowość odkrywcza pewnych działów wiedzy, itp. W każdym razie odwracalność raz powstałych zmian, będących skutkami podjętych decyzji (o zaniechaniu bądź kontynuowaniu określonych badań), z upływem czasu zmniejsza się, aż dochodzi do przemożnego wpływu owych, dawnych decyzji na całokształt życia. Zmniejszenie ilości stopni swobody cywilizacji jako całości zmniejsza też osobiste swobody jej członków. Konieczne mogą się okazać ograniczenia przyrostu naturalnego oraz ograniczenie w dziedzinie wyboru zawodu. Jednym słowem, specjacja brzemienna jest nie dającymi się przewidzieć niebezpieczeństwami (bo trzeba z konieczności pobierać decyzje, których skutki mogą się ujawnić po setkach lat). Dlatego właśnie uznaliśmy ją za przegraną w grze strategicznej z Naturą. Oczywiście, wystąpienie zakłóceń, nie podległych doraźnie regulacji, nie oznacza jeszcze upadku czy wręcz zagłady. Rozwój takiej społeczności przedstawiałby się zapewne jako szereg oscylacji, wzniesień i upadków, rozciągających się na stulecia.

Jakeśmy jednak powiedzieli, przegrana jest wynikiem niezastosowania lub zastosowania niewłaściwego tych możliwości, jakie otwiera potencjalny uniwersalizm cybernetyki. Ona będzie decydowała w ostatniej instancji o wynikach Wielkiej Gry, do niej więc zwrócimy się teraz, z nowymi pytaniami[vi].


Mity nauki

 

Cybernetyka liczy sobie dwadzieścia lat życia, jest więc nauką młodą, ale rozwija się z zadziwiającą szybkością. Ma swoje szkoły i kierunki, swoich entuzjastów i sceptyków; pierwsi wierzą w jej uniwersalizm, drudzy szukają granic jej zastosowania. Zajmują się nią lingwiści i filozofowie, fizycy i lekarze, inżynierowie łączności i socjologowie. Nie jest już jednolita, bo nastąpił w niej rozdział na liczne gałęzie. Specjalizacja postępuje w niej naprzód, jak w innych naukach. A ponieważ każda nauka stwarza własną mitologię, ma ją i cybernetyka. Mitologia nauki, brzmi to jak contradictio in adiecto, jak irracjonalizm empirii. Niemniej każda, najściślejsza nawet dyscyplina, rozwija się nie tylko dzięki nowym teoriom i faktom, ale także dzięki domysłom i nadziejom uczonych. Rozwój sprawdza tylko ich część. Reszta okazuje się złudą i przez to podobna jest do mitu. Miała swój mit mechanika klasyczna, upostaciowany w demonie Laplace’a, który, znając aktualny pęd i położenie wszystkich atomów Kosmosu, mógł rzekomo przewidzieć całą jego przyszłość. Zapewne, nauka oczyszcza się z takich błędnych wiar, towarzyszących jej pochodowi, jednakże o tym, co jest w niej domysłem trafnym, a co problemem pozornym, dowiadujemy się dopiero ex post, z perspektywy historycznej. W trakcie takich przemian niemożliwe staje się możliwe, ale, co daleko istotniejsze, zmieniają się same ścigane cele. Uczony dziewiętnastowieczny, spytany, czy transmutacja rtęci w złoto, ów sen alchemików, jest możliwa, zaprzeczyłby kategorycznie. Uczony dwudziestego wieku wie, że atomy rtęci można przemieniać w atomy złota. Czy z tego wynika, że alchemicy mieli rację, przeciwko uczonym? Nie, ponieważ to, co miało być celem głównym, złoto, pałające w retortach, straciło — w obrębie atomistyki — wszelkie znaczenie. Energia atomowa jest nie tylko nieskończenie cenniejsza od złota, przede wszystkim jest ona czymś zupełnie nowym, niepodobnym do najśmielszych rojeń alchemików, a do jej odkrycia doprowadziła metoda stosowana przez uczonych, a nie magiczne sposoby ich — alchemicznych rywali.

Dlaczego o tym mówię? W cybernetyce błąka się dzisiaj mit średniowieczny homunculusa, sztucznie stworzonej istoty rozumnej. Spór o możliwość stworzenia sztucznego mózgu, przejawiającego cechy ludzkiej psychiki, nieraz wciągał już w swą orbitę filozofów i cybernetyków. Jest to spór jałowy. Czy możliwa jest przemiana rtęci w złoto? — pytamy nukleonika. — Tak, odpowiada, ale wcale się tym nie zajmujemy. Taka transmutacja nie jest dla nas istotna i nie wpływa na kierunek naszych prac.

Czy można będzie kiedyś zbudować mózg elektroniczny jako nieodróżnialną kopię żywego mózgu? Zapewne, ale nikt tego nie będzie robił.

Tak więc należy odróżnić możliwości od realnych celów. Możliwości zawsze miały w nauce swych „negatywnych proroków”. Ilość ich nieraz mnie zadziwiała, na równi z zapalczywością, z jaką dowodzili daremności budowania maszyn latających, atomowych lub myślących. Najrozsądniejszą rzeczą, jaką można uczynić, jest powstrzymanie się od sporów z przepowiadaczami niemożliwości, nie dlatego że należy wierzyć we wszechspełnienie, a tylko dlatego, ponieważ ludzie, wciągnięci w płonne dyskusje, mogą łatwo stracić z oczu problemy realne. „Antyhomunkuliści” są przekonani, że, negując możliwość syntetycznej psychiki, bronią wyższości człowieka nad jego dziełami, które w ich mniemaniu nigdy nie powinny prześcignąć ludzkiego geniuszu. Obrona taka o tyle tylko miałaby sens, gdyby ktokolwiek chciał rzeczywiście zastąpić człowieka — maszyną, nie u konkretnego warsztatu pracy, ale w obrębie całej cywilizacji. Ale to nie jest niczyim zamiarem. Nie o to chodzi, by skonstruować syntetyczną ludzkość, a jedynie o to, by otworzyć nowy rozdział Technologii — systemów o dowolnie wielkim stopniu komplikacji. Ponieważ sam człowiek, jego ciało i mózg, należą do klasy takich właśnie systemów, nowa Technologia oznaczać będzie całkowitą władzę człowieka nad sobą samym, nad własnym organizmem, co z kolei umożliwi realizację takich odwiecznych marzeń, jak pożądanie nieśmiertelności, a może nawet — odwracania procesów, uważanych obecnie za nieodwracalne (jak procesy biologiczne, a w szczególności — starzenia się). Inna rzecz, że cele te może okażą się fikcyjne, jak złoto alchemików. Jeśli nawet człowiek może wszystko, to na pewno nie w dowolny sposób. Jeśli tego zapragnie, osiągnie w końcu każdy cel — ale wcześniej pojmie może, że cena, jaką przyszłoby zapłacić, czyni osiągnięcie tego celu absurdem.

My bowiem wyznaczamy punkt dojścia, ale drogę ku niemu wyznacza Natura. Możemy latać, ale nie za rozłożeniem rąk. Możemy chodzić po wodzie, ale nie tak, jak to przedstawia Biblia. Może zdobędziemy długowieczność, praktycznie dorównującą nieśmiertelności, ale trzeba będzie dla niej zrezygnować z tej formy cielesnej, jaką dała nam przyroda. Może zdołamy, dzięki hibernacji, podróżować swobodnie poprzez miliony lat — ale obudzeni z lodowego snu znajdą się w obcym im świecie, bo podczas ich odwracalnej śmierci przeminie ten świat i ta kultura, która ich ukształtowała. Tak więc przy spełnianiu życzeń świat materialny wymaga od nas postępowania, które ziszczenie uczynić może jednakowo podobnym do zwycięstwa, jak do klęski. Nasza władza nad otoczeniem opiera się na sprzęganiu procesów naturalnych, dzięki czemu węgiel wynurza się z kopalń, wielkie ciężary przebywają ogromne przestrzenie, a lśniące samochody opuszczają taśmę produkcyjną: wszystko, ponieważ Natura powtarza się w niewielu prostych prawach, poznanych przez fizykę, termodynamikę czy chemię.

Systemy złożone, jak mózg, jak społeczeństwo, nie dają się opisać językiem tych prostych praw. W tym rozumieniu prosta jest jeszcze teoria względności i jej mechanika, ale nie jest nią już mechanika procesów myślowych. Cybernetyka koncentruje swą uwagę na tych procesach dlatego, ponieważ dąży do zrozumienia i opanowania złożoności, a mózg jest najbardziej złożonym ze wszystkich znanych nam układów materialnych. Prawdopodobnie, a właściwie na pewno, możliwe są systemy jeszcze bardziej od niego złożone. Poznamy je, gdy nauczymy się je konstruować. Cybernetyka jest więc przede wszystkim nauką o osiąganiu celów, których w prosty sposób osiągnąć nie można.


Дата добавления: 2021-01-21; просмотров: 53; Мы поможем в написании вашей работы!

Поделиться с друзьями:






Мы поможем в написании ваших работ!