Statystyka cywilizacji kosmicznych 12 страница



W rzeczywistości środowisko rychło ograniczą taki typ wzrostu, wskutek czego przechodzi on w liniowy albo w stagnację ze spadkiem liczebności. Rozwój nauki, określony przez wzrost liczby informacji naukowych, jest jedynym znanym nam zjawiskiem, które przez trzysta lat nie zmienia swego zdumiewającego tempa. Prawo wzrostu wykładniczego powiada, że dany zbiór rośnie tym szybciej, im jest liczebniejszy. Jego przejawy w nauce powoduje to, że każde odkrycie rodzi całą serię nowych odkryć, przy czym ilość takich „narodzin” jest ściśle proporcjonalna do rozmiarów „populacji odkryć” w danym czasie. Obecnie wychodzi ponad 100 000 periodyków naukowych. Jeśli tempo przyrostu się nie zmieni, w roku 2000 będzie ich wychodziło milion.

Ilość uczonych także rośnie wykładniczo. Jak obliczono, gdyby wszystkie uniwersytety i uczelnie USA od dzisiaj jęły produkować wyłącznie fizyków, zabraknie ludzi (nie kandydatów na studentów, ale w ogóle ludzi, wliczając w to dzieci, starców i kobiety) z końcem następnego stulecia. Taki więc, przy obecnym tempie przyrostu naukowego, za jakichś 50 lat każdy mieszkaniec Ziemi byłby uczonym. To jest „pułap bezwzględny”, którego, oczywiście przekroczyć nie można, bo wtedy jeden człowiek musiałby być jednocześnie kilkoma uczonymi naraz.

A zatem wzrost wykładniczy nauki zahamuje brak rezerw ludzkich. Początki tego zjawiska obserwuje się już dziś. Kilkadziesiąt lat temu odkrycie Roentgena przyciągnęło na front badania promieni X znaczną część fizyki światowej. Odkrycia nie mniejszej miary przyciągają obecnie ledwo ułamek procentu wszystkich fizyków, ponieważ wskutek niepomiernego rozszerzenia się frontu badań naukowych, ilość ludzi, przypadających na jego jeden odcinek, zmalała.

Ponieważ wiedza teoretyczna wyprzedza stale wiedzę już zrealizowaną w przemyśle, to gdyby nawet ustał proces przyrostu teorii, jej nagromadzone zasoby starczyłyby dla dalszych udoskonaleń technologii na jakieś sto lat. Ten „bezwładnościowy” efekt postępu technologicznego (żywionego już zgromadzonymi, a jeszcze nie wyzyskanymi wynikami nauki) ustałby wreszcie i doszłoby do kryzysu rozwojowego. Gdy dojdzie do „naukowego nasycenia” w skali planety, ilość zjawisk, wymagających zbadania, a leżących—dla braku ludzi — odłogiem, będzie rosła. Przyrost teorii nie ustanie, lecz będzie zahamowany. Jak można sobie wyobrazić dalszy los cywilizacji, której nauka wyczerpała wszystkie rezerwy ludzkie, a wymaga ich nadal?

Globalne usprawnienia technologii wynoszą dziś około 6% w stosunku rocznym. Przy tym potrzeby poważnej części ludzkości nie są w pełni zaspokajane. Zwolnienie przyrostu technologicznego, przez ograniczenie tempa rozwoju nauki, okazałoby się — wobec utrzymującego się przyrostu naturalnego — nie stagnacją, lecz początkiem regresu. Uczeni*, z których prac wyjąłem fragmenty przedstawionej perspektywy, patrzą w przyszłość nie bez niepokoju. Przewidują bowiem sytuację, w której trzeba będzie decydować, jakie badania muszą być kontynuowane, a jakie należy, z konieczności, porzucić. Sprawa, kto ma o tym decydować, sami uczeni czy politycy, na pewno istotna, ustępuje na drugi plan wobec tego, że bez względu na to, kto będzie decydował, decyzje mogą być błędne. Cała historia nauki wskazuje, że wielkie postępy technologiczne wynikają z odkryć, zyskanych w badaniu „czystym”, które nie miało na oku żadnych celów praktycznych. Proces odwrotny natomiast, wynikania nowej wiedzy z technologii już uprawianej, był zjawiskiem tak rzadkim, że wyjątkowym. Otóż ta nieprzewidywalność, z jakich to teoretycznych dociekań wyniknie coś cennego dla technologii, sprawdzona historycznie od Rewolucji Przemysłowej, nie opuściła nas. Powiedzmy, że pewna loteria wydaje milion losów, z których tysiąc zyskuje nagrody. Jeśli wszystkie losy się rozprzeda, społeczność, która je nabyła, na pewno otrzyma wszystkie nagrody. Jeżeli jednak społeczność ta wykupi tylko połowę losów, może się okazać, że wygrana nie padnie na żaden z nich. Podobną „loterią” jest dziś nauka. Ludzkość „obstawia” wszystkie „losy” uczonymi. Padające wygrane oznaczają nowe cywilizacyjnie, technologicznie cenne odkrycia. Gdy w przyszłości trzeba będzie ustalić arbitralnie, jakie dziedziny badań mają być „obstawione”, a jakie nie, może się okazać, że właśnie te „nie obstawione” byłyby szczególnie płodne nie dającymi się na razie przewidzieć rezultatami. Zresztą świat przeżywa już początki takiej „gry hazardowej”. Koncentracja fachowców w dziedzinie balistyki rakietowej, atomistyki itp. jest tak wielka, że cierpią na tym—rozmaite inne dziedziny badań.

To, cośmy przedstawili, nie jest przepowiednią upadku cywilizacji. Tak sądzić może ten, kto przez Przyszłość rozumie tylko spotęgowany Czas Teraźniejszy, kto nie widzi innej możliwości postępu poza ortoewolucyjnym, w przeświadczeniu, że cywilizacja może być albo taka jak nasza, lawinowo rosnąca od trzystu lat — albo żadna. Miejsce, w którym krzywa wzrostu zmienia swój stromy wzlot w zagięcie „nasycenia”, oznacza zmianę charakterystyki dynamicznej systemu, to jest nauki. Nauka nie zniknie — zniknie tylko ta jej postać, pozbawiona ograniczeń wzrostu, jaką znamy. Tak wiać faza wybuchowa stanowi tylko etap dziejów cywilizacji. Czy jedyny w jej historii? Jak wygląda cywilizacja „posteksplozywna”? Czy wszechkierunkowość działań Rozumu, którą uważaliśmy za jego cechę trwałą, musi ustąpić miejsca pąkowi działań wybiórczych? Będziemy szukali odpowiedzi i na to pytanie, ale już to, cośmy ukazali, rzuca osobliwe światło na problem gwiazdowych psychozoików. Wzrost wykładniczy może być prawem dynamicznym cywilizacji w przeciągu tysiącleci, ale nie — milionów lat. Wzrost taki trwa, w skali astronomicznej, chwilę, podczas której zapoczątkowany proces poznania doprowadza do kumulatywnej reakcji łańcuchowej. Cywilizację, wyczerpującą własne rezerwy ludzkie w „eksplozji naukowej”, można porównać do gwiazdy, spalającej swą materię w jednym rozbłysku, po czym dochodzi do stanu odmiennej równowagi — albo do procesów, które niejedną może cywilizację kosmiczną doprowadziły do milczenia.


Bomba megabitowa

 

Porównaliśmy cywilizację ekspansywną do gwiazdy Supernowej. Jak gwiazda w eksplozji spala swoje zasoby materialne, tak cywilizacja zużywa rezerwy ludzkie w „łańcuchowej reakcji” lawinowego wzrostu nauki. Może jednak — spyta ktoś sceptyczny — przesadziłem w tym porównaniu? Może wyolbrzymiłem nad miarę konsekwencje zahamowania wzrostu nauki? Gdy osiągnięty zostanie stan „nasycenia”, nauka u pułapu ludzkich swych rezerw będzie rosła dalej, już nie do potęgi, lecz proporcjonalnie do liczby wszystkich żyjących. Co się zaś tyczy zjawisk leżących odłogiem, pomijanych w badaniach, to istniały one w historii nauki zawsze. W każdym razie główne fronty nauki, życiowo ważne kierunki technologicznego natarcia, będą dzięki racjonalnemu planowaniu, nadal dysponować armiami specjalistów. Tak więc dowód, jakoby przyszłe oblicze cywilizacji miało być zupełnie odmienne od znanego nam, ponieważ wysoko rozwinięty Rozum, przestaje być podobny do własnego stanu początkowego, dowód ten nie został przeprowadzony. A już szczególnie fałszywy jest model „gwiezdny” cywilizacji, ponieważ wyczerpanie zasobów materialnych oznacza zgaśniecie gwiazdy, natomiast „blasku” cywilizacji nie zmniejsza wyczerpanie eksploatowanych przez nią źródeł energii. Może ona przecież przejść do użytkowania innych jej źródeł.

Takie ujęcie leży, nawiasem mówiąc, u podstawy poglądów na astroinżynieryjną przyszłość każdej cywilizacji. Zgoda na to, że model gwiazdowy był uproszczeniem: gwiazda jest bowiem tylko maszyną energetyczną, cywilizacja natomiast — energetyczną i zarazem informacyjną. Dlatego gwiazda jest daleko bardziej zdeterminowana rozwojowo od cywilizacji. Ale z tego nie wynika, by cywilizacja była pozbawiona w swym rozwoju wszelkich ograniczeń. Różnią się one tylko charakterem: cywilizacja posiada „swobodę” energetyczną dopóty, dopóki nie natrafi na „barierę informacyjną”. W zasadzie są nam dostępne wszystkie źródła energii, jakimi tylko dysponuje Kosmos. Ale czy zdołamy — albo raczej: czy zdążymy do nich dotrzeć?

Przejście od jednych, wyczerpujących się źródeł energii do nowych — od sił wody, wiatru i mięśni do węgla, ropy naftowej — a od tych z kolei do atomowych — wymaga uprzedniego zdobycia odpowiedniej informacji. Dopiero kiedy ilość tej informacji przekroczy pewien „punkt krytyczny”, wytworzona w oparciu o nią, nowa technologia odmyka nam nowe zasoby energii i nowe obszary działania.

Gdyby zapasy węgla i ropy wyczerpano, dajmy na to, u schyłku XIX wieku, jest wielce wątpliwe, czy w połowie naszego stulecia dotarlibyśmy do technologii atomu, ponieważ urzeczywistnienie jej wymagało ogromnych mocy, instalowanych najpierw laboratoryjnie, a potem w skali przemysłowej. I tak jednak ludzkość nawet dziś nie jest jeszcze w pełni gotowa przejść na wyłączne eksploatowanie energii atomów. Zresztą, użytkowanie przemysłowe energii atomowej „ciężkiej” (płynącej z rozszczepiania ciężkich jąder) przy —obecnym tempie wzrostu pochłanianych mocy doprowadziłoby do „spalenia” wszystkich zasobów uranu i pierwiastków doń zbliżonych w ciągu paru wieków. Użytkowanie zaś energii syntezy jądrowej (wodoru w hel) jeszcze nie zostało zrealizowane. Trudności okazały się większe od przewidywanych. Z powiedzianego wynika, po pierwsze, że cywilizacja winna dysponować znacznymi rezerwami energetycznymi, aby mieć czas dla zdobycia informacji, która umożliwi jej otwarcie wrót nowej energii, i po wtóre, że cywilizacja musi uznać prymat zdobywania tego rodzaju informacji nad wszystkimi innymi. W przeciwnym razie może wyczerpać dostępne jej zasoby energii, zanim nauczy się eksploatowania nowych. Przy tym doświadczenie przeszłości wskazuje, że koszty energetyczne zdobywania nowej informacji rosną w miarę przechodzenia od poprzednich źródeł energii do następnych. Stworzenie technologii węgla i ropy było o wiele „tańsze” energetycznie od stworzenia technologii atomowej.

Tak więc kluczem do wszelkich źródeł energii, jak w ogóle do zasobów poznania, jest informacja. Gwałtowny wzrost liczby uczonych od Rewolucji Przemysłowej wywołało zjawisko dobrze cybernetykom znane. Ilość informacji, jaką można przesłać określonym jej kanałem, jest ograniczona. Nauka jest takim kanałem, łączącym cywilizację ze światem zewnętrznym (i jej własnym, wewnętrznym, bada bowiem zarówno otoczenie materialne, jak samo społeczeństwo i człowieka). Wzmagająca się do potęgi ilość uczonych oznacza ciągłe zwiększanie przepustowości owego kanału. Było ono konieczne dlatego, ponieważ ilość informacji, jaką należało przekazać, rosła wykładniczo. Większa ilość uczonych wzmagała ilość powstającej informacji, to wymagało „rozszerzenia” kanału informacyjnego przez „równoległe podłączenie” nowych kanałów, czyli rekrutację nowych uczonych, to z kolei wywoływało dalszy wzrost informacji do przesłania, itd. Był to proces o dodatnim sprzężeniu zwrotnym.

W końcu musi jednak dojść do stanu, w którym dalsze zwiększanie przesyłowej pojemności nauki w tempie, dyktowanym wzrostem ilości informacji, okaże się niemożliwe. Zabraknie kandydatów na uczonych. To właśnie jest sytuacja „bomby megabitowej”, albo, jeśli kto woli, „bariery informacyjnej”. Nauka nie może przekroczyć tej bariery, nie może wchłonąć obruszonej na siebie lawiny informacyjnej.

Strategia nauk? jest probabilistyczna. Nigdy prawie nie wiemy na pewno, jakie badania opłacą się, a jakie nie. Odkrycia bywają tak przypadkowe, —jak mutacje w genotypie. I mogą tak samo prowadzić do radykalnych i gwałtownych zmian. Przykłady penicyliny, promieni Roentgena czy wreszcie „zimnych”, to jest zachodzących w niskich temperaturach, reakcji jądrowych (które, choć na razie nieurzeczywistnialne, może sprowadzą w przyszłości nowy przewrót w energetyce), potwierdzają tę losowość odkryć. Jeśli więc „nic z góry nie wiadomo”, trzeba „badać, co się tylko da”. Stąd wszechkierunkowa ekspansja, tak charakterystyczna dla nauki. Prawdopodobieństwo odkryć jest tym większe, im większa ilość uczonych prowadzi badania. Badania — czego? Wszystkiego, co w ogóle potrafimy badać. Sytuacja, w której nie badamy jakiegoś X, ponieważ nie wiemy, czy X istnieje (iksem może być na przykład zależność ilości bakterii w organizmie chorego od obecności w jego krwi penicyliny), jest całkiem różna od sytuacji, w której przypuszczamy, że X dałoby się może wykryć, gdybyśmy pierwej zbadali szereg zjawisk: R, S, T, V, X, Z — ale nie możemy tego zrobić, bo nie mamy kim. Tak zatem, po osiągnięciu pułapu ludzkich rezerw, do badań nie podejmowanych, ponieważ wcale nie wiemy o ich możliwości, dodadzą się te wszystkie leżące odłogiem badania, które będziemy musieli pominąć świadomie, dla braku uczonych sytuacja pierwsza — to tyraliera, która; wchodząc w coraz większy obszar, utrzymuje mimo to stałą odległość między dwoma idącymi, ponieważ dołączają się do nich wciąż nowi ludzie.

Sytuacja druga — to tyraliera, która, im bardziej rozciągnięta, tym staje się rzadsza.

Należy przy tym dodać, że obserwuje się dodatkowe, niekorzystne zjawisko: oto ilość dokonywanych odkryć nie jest proporcjonalna do ilości badaczy (jeśli dwa razy więcej badaczy, to dwa razy więcej odkryć). Jest raczej tak: ilość odkryć podwaja się w ciągu trzydziestu lat, ilość uczonych natomiast — już w ciągu dziesięciu. Pozornie jest to sprzeczne z tym, cośmy powiedzieli o wykładniczym wzroście informacji naukowej. Tak nie jest: ilość odkryć także rośnie wykładniczo, ale wolniej (do mniejszej potęgi) od ilości uczonych, wszystkie zaś w ogóle odkrycia stanowią tylko niewielką cząstkę całej informacji, zdobywanej przez naukę. Wystarczy przejrzeć zakurzone zwały prac i dysertacji, podjętych dla uzyskania stopnia naukowego w jakimś archiwum uniwersyteckim, by się przekonać, że na ich setki czasem ani jedna nie doprowadziła do choć trochę wartościowego rezultatu. Tak zatem osiągnięcie granic informacyjnej pojemności nauki oznacza istotne zmniejszenie prawdopodobieństwa dokonywania odkryć. Co więcej, współczynnik tego prawdopodobieństwa winien się odtąd zmniejszać stale w miarę, jak krzywa rzeczywistego wzrostu liczby uczonych opadając będzie się oddalać od hipotetycznej krzywej dalszego (już niemożliwego) wzrostu wykładniczego.

Z badaniami naukowymi jest trochę jak z genetycznymi mutacjami: cenne i przełomowe stanowią tylko drobną część zbioru wszystkich mutacji i wszystkich badań. I podobnie jak populacja, nie dysponująca pokaźną rezerwą „ciśnienia mutacyjnego”, jest narażona na utratę równowagi homeostatycznej, tak i cywilizacja, w której „ciśnienie odkrywcze” słabnie, musi wszelkimi sposobami dążyć do odwrócenia tego gradientu, gdyż od równowagi trwałej wiedzie on do coraz bardziej chwiejnej.

A zatem — środki zaradcze. Ale jakie? Czy mogłaby należeć do nich cybernetyka, stworzycielka „sztucznych badaczy” albo „Wielkich Mózgów” — Generatorów i Przekaźników Informacji? Czy też może rozwój poza „barierą informacyjną” wiedzie do cywilizacyjnej specjacji? Ale co to znaczy? Niewiele — bo wszystko, o czym będziemy mówili, jest fantazją. Nie jest nią tylko te esowate zagięcie, ten spadek krzywej wykładniczego wzrostu, oddalony od nas o trzydzieści do siedemdziesięciu lat.


Wielka gra

 

Co dzieje się z cywilizacją, która osiąga „szczyt informacyjny”, to jest wyczerpie przesyłową pojemność nauki jako „kanału łączności”? Przedstawimy trzy możliwe wyjścia z takiego stanu. Nie będą to wszystkie możliwości. Wybieramy trzy, ponieważ odpowiadają rezultatom gry strategicznej, w której biorą udział, pod postacią przeciwników, Cywilizacja i Natura. Pierwszą fazę „rozgrywki” znamy: cywilizacja dokonuje takich „pociągnięć”, że wytwarza wzrastającą ekspansywnie naukę i technologię. W fazie drugiej przychodzi do informacyjnego kryzysu. Cywilizacja może albo przezwyciężyć go, to jest wygrać i tę fazę, albo ponieść w niej klęskę, albo wreszcie uzyskać wynik, „remisowy”, który nazwiemy raczej swoistym kompromisem.


Дата добавления: 2021-01-21; просмотров: 53; Мы поможем в написании вашей работы!

Поделиться с друзьями:






Мы поможем в написании ваших работ!